… pozostanie w mojej świadomości i drodze żywota, do końca dni moich!

W dniu Matki – dla mojej Matki!

12115560_541078106043887_5242382590515181784_n

Któż nie słyszał wspaniałej pieśni „Moja Matko ja wiem, wiele nocy nie spałaś, gdym opuszczał swój dom, aby iść w obcy świat ……….” – w wykonaniu Bernarda Ładysza?

Wzruszenia, nostalgię wywołują słowa o Tej, która od pierwszych chwil życia dawała nam gwarancję największej serdeczności, opieki i troski. Może właśnie z perspektywy przeżytych lat, wielu życiowych przygód i doznań, bardziej niż w młodości, to słowo „Matka” i odczuwanie ich znaczenia staje się tak bardzo znaczące! Nie obdarzył mnie Wszechmocny darem poetycznego wysławiania się, więc wykorzystam wiersz „Matka” – Joanny Suck:

Może, gdy będziesz stary

Dopiero zrozumiesz, co znaczy matka,

co oznacza dom, gdy jej troskliwa ręka

w świata obcym tłumie

nie poprowadzi ciebie

do bezpiecznych stron.

Gdy już cię nie obroni,

Nie zdoła zapobiec,

Do serca nie przytuli.

Gdy przyjdzie ten czas,

Wtedy dopiero człowiek

Naprawdę rozumie,

Co znaczy matka

Dla każdego nas.

„Mamusia”, – tak zwracaliśmy się do Niej z bratem od momentu, gdy Ta właśnie mamusia nauczyła nas wymawiać pierwsze słowa, aż po ostatnie dni Jej życia – do 22.08.1985 r. Było w tym określeniu zawarte osobiste i najserdeczniejsze uczucie do naszej rodzicielki, niezależnie od tego, czy komuś postronnemu zwrot ten wydawał się zbyt zdrobniale wymawiany, lub używany z dziecinnego nawyku.

Jak to już wspomniałem, Mamusia od momentu aresztowania ojca, wyjątkowo mocno zaangażowana była w działania, by nasza rodzina przeżyła okres okupacji. Podjęła heroiczną walkę o przetrwanie najbliższych, a trzeba pamiętać, że pomagała także i tym członkom rodziny – więzionym w KL Auschwitz!

Ojciec był jedynym żywicielem rodziny. Obowiązywały kartki żywnościowe, ubraniowe, a kartki przysługiwały tylko pracującym i ich rodzinom. Jako Ślązacy a szczególnie ojciec – jako pracownik niemieckiego przedsiębiorstwa, z „urzędu” (na siłę) otrzymali volkslistę trzeciej grupy – wg klasyfikacji społeczności niemieckiej. Była także czwarta grupa (nazywana „bezgrupowcy”), do której należeli ci, którzy na terenach okupowanych nie chcieli przyjąć czy podpisać volslisty. Do takich właśnie bezgrupowców należeli rodzice mamy, u których zostały dzieci Zofii i Stanisława Sobików. Gdy więc ojca aresztowano, zostaliśmy bez środków do życia, a okupant ani myślał zabezpieczyć pomoc socjalną czy materialną rodzinie wroga Niemiec.

W pierwszej kolejności, na miarę swoich możliwości, przyszła nam z pomocą materialną rodzina ojca. Częściowo rozbita choć nadal aktywna organizacja konspiracyjna ZWZ/AK, także okazywała pomoc w różnej postaci dla rodzin, których członkowie zostali skrzywdzeni przez okupanta. Wielokrotnie podczas Mszy św. w kościele O.O. Franciszkanów przy ulicy Wodzisławskiej, podchodziła do mamy jakaś osoba i dyskretnie wsuwała Jej w rękę zawiniątko. Wewnątrz były pieniądze albo kartki żywnościowe, ubraniowe, lub i jedno i drugie. Czasem pieniądze były dostarczane przez kogoś ze znajomych – ze wskazaniem, dla kogo są przeznaczone. Trzeba jednak było uważać, by okupant nie zorientował się, że taka forma pomocy jest nam udzielana, a szczególnie z jakiego źródła.

Mama była główną „organizatorką” artykułów spożywczych, inspirującą wysyłkę paczek do obozu dla ojca, cioci Zosi i wujka Staszka. Gestapowcy interesowali się rodzinami, które zostały bez środków do życia, a pomagają bliskim osadzonym w obozach. Nie mogąc osobiście wysyłać za dużo paczek, żeby nie wzbudzać podejrzeń, upraszała znajomych Niemców, by swoim nazwiskiem „firmowali” wysyłkę paczek.

Produkty żywnościowe – a więc „wsad” do paczek, „organizowała” mama aż z poznańskiego – od siostry babci. Siostra ta hodowała kozy, drób. Nadto, okoliczni sąsiedzi cioci (gospodarze), przynosili mamie masło, wędliny i słoninę z zabijanych nielegalnie prosiaków. Jeden z sąsiadów pracujący w młynie zbożowym, przynosił pszenną i żytnią mąkę do wypiekania chleba i ciast, a była to mąka najwyższego gatunku – jaką okupant wysyłał do Niemiec.

Mama musiała osobiście przewozić ciężkie walizki wypełnione cennymi produktami spożywczymi, gdyż Jej ojciec (a nasz dziadek) był człowiekiem bardzo schorowanym, niezdatnym do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. Ponadto, uzmysłowić sobie trzeba tamte realia i ryzyko, które mama ponosiła. Niemcy byli zorientowani, że Polacy aby przetrwać w okupowanym kraju, uprawiają szmugiel na wielką skalę. Policja okupanta organizowała łapanki, przy każdej podejrzanej sytuacji. Przeprowadzane były rewizje bagażów, rewizje osobiste, rewidowano w domach, pociągach i innych środkach lokomocji, bezpośrednio na ulicy, a za znalezienie przy sprawdzanej osobie trefnego towaru, groził także Auschwitz. Nie tylko więc za działalność polityczną można było dostać się do obozu koncentracyjnego!

W nawiązaniu jeszcze do losu jaki Niemcy przygotowywali rodzinom byłych więźniów politycznych dodam, że po wyzwoleniu Rybnika, odnaleziono w byłym budynku gestapo wykazy osób, które miały być wysłane do KL Auschwitz i tam uśmiercone gazem. Dzięki przyspieszonym o parę tygodni działaniom wojennym zamiar ten nie został zrealizowany. Były na tych wykazach wpisane osoby z rodzin, z których kogoś wcześniej aresztowano czy uśmiercono, członków konspiracyjnych organizacji ruchu oporu, a więc wrogów Rzeszy. Na listach tych były wpisane i nasze nazwiska .

W rzeczywistości polityczno – społecznej po wojnie czyli po 1945 r., Jej dola niewiele się zmieniła. Z jednej strony, w ramach przeprowadzanej w maju 1945 r. akcji rehabilitacyjnej osób wpisanych do trzeciej grupy niemieckiej (grupy narodowej lub do grupy tzw. „Leistungs – Pole”), mama była wezwana do Starostwa w Rybniku i musiała składać „deklarację wierności Narodowi Polskiemu i demokratycznemu Państwu Polskiemu”. Było wręcz upokarzające, że po takiej krzywdzie doznanej od okupanta, w wyzwolonej już Ojczyźnie (za którą nasi najbliżsi złożyli ofiarę życia), mama musiała składać „deklarację wierności”! Z drugiej strony, jako wdowa po „Akowcu” także była na tzw. cenzurowanym. Miała poważne problemy z otrzymaniem nawet fizycznej pracy, a praktycznie „dorabiać” musiała się wszystkiego od nowa. Po ewakuacji do innej miejscowości na okres działań frontowych, wróciliśmy do mieszkania splądrowanego w takim stopniu, że trzeba było kupować wszystko do domu, począwszy od podstawowych przedmiotów.

Bolesne są te wspomnienia, gdy w kilka lat po wyzwoleniu, mama nadal nie wierzyła w śmierć męża, a naszego ojca. Żyła złudną nadzieją, że otrzymane powiadomienie o Jego śmierci w KL Auschwitz to pomyłka. Nadzieję te budzili „życzliwi” znajomi, przytaczający przykłady z historii osób, o których śmierci informowano rodzinę, mimo, że żyły i po jakimś czasie wracały.

Brutalna rzeczywistość okazała się nieubłagana – Jej mąż nie wracał. Zbolała psychicznie, nie zawarła drugiego związku małżeńskiego. Zabiegając o środki na skromne utrzymanie domu, ani przez moment nie zaniedbywała pomocy innym. Przede wszystkim skupiała się na właściwym wychowywaniu synów – wpajając w nich patriotyczne wartości, uczciwość, sumienność. Pomagała swoim rodzicom i siostrze Zofii, która wróciwszy z obozu, długo musiała się przyzwyczajać do „normalnego” życia. Zmarła 22.08.1085 r. w Rybniku.

I … chciałoby się nie rozstawać z refleksjami o matce, o tym ile Jej zawdzięczamy, czy zawsze potrafiliśmy odwdzięczyć się właściwie za Jej uczucie ……

Co ci dam?

Za to Mamo, że noc w noc czujnie strzeżesz

kolorowych i spokojnych mych snów;

za to,  Mamo, że Ci zawsze mogę wierzyć,

że rozumiesz mnie nawet bez słów;

cóż Ci dzisiaj mogę za to dać, Najdroższa Mamo?

Po jednym kwiatku za noc każdą nieprzespaną,

po jednym kwiatku za każde zmartwienie,

po jednym kwiatku za płynące z Twych rąk ukojenie.

Za każdą Twoja zmarszczkę – jeden kwiat

i jeden za każdy siwy włos.

Pod nogi trzeba by Ci rzucić cały świat,

wszystkie kwiaty na ogromny stos.

Wiersz Co Ci dam – Maja Waszak

 

Dodaj komentarz